Rozdział ღ Czternasty

— Chyba za dużo wypiłaś, nie uważasz? — śmieje się Hun Joon, gdy Min Ji polewa sobie kolejny kieliszek soju, a jej spojrzenie stało się zamglone.
Posyła mu mało wyraźny uśmiech.
— Nie przestanę pić, dopóki nie poczuję się lepiej.
— Obawiam się, że soju nie jest najlepszym lekarstwem na dolegliwości duszy. — Mężczyzna sugestywnie sięga po butelkę alkoholu, nie chcąc, aby jego towarzyszka jeszcze bardziej wzmacniała procenty w krwi.
Przydrożny bar tętni nocnym życiem. Jest już późno, prawie po dwunastej. Przy stołach siedzą głównie spoceni faceci, także zdrowo nachlani, wiec teraz zerkając lubieżnie w stronę Min Ji i jej dekoltu.
— W takim razie chcę po prostu stracić świadomość — mówi kobieta, próbując wywalczyć dla siebie butelkę, ale nic z tego.
— Jestem pewien, że jutro nie będziesz niczego pamiętać z tej rozmowy.
— Gówno prawda.
Hun Joon ze śmiechem kręci głową.
— Powiedz mi, czy to ten arogancki chłopiec wpędził cię w tak podły nastrój?
Min Ji cofa rękę od stołu i przez chwilę przygląda się mężczyźnie mętnym, mało świadomym wzrokiem.
— Skąd wiesz?
— Bo opowiadałaś mi, jak potrafi grać ci na nerwach.
Min Ji marszczy nos i opiera policzek na zwiniętej dłoni.
— Przez niego już sama nie wiem kim jestem, Joon. Nigdy w życiu nie byłam tak zmieszana sobą.
— To znaczy? — Przygląda jej się z uwagą.
— Myślę, że go lubię, Joon. Bardziej niż powinnam.
Zapada chwila krępującej ciszy. Po chwili Hun Joon oddaje jej butelkę.
— Faktycznie masz powód do picia.
— Prawda? Aish! Jestem beznadziejna! — Podnosi z ust groteskowy jęk i zamiast polać soju do kieliszka po prostu pociąga łyk z gwintu, chcąc zatopić tę paskudną tęsknotę w alkoholu.

***
— Nie musiałeś tego robić. — Min Ji prawie wysuwa się z ramion Hun Joona, który wprowadza ją do rozświetlonego przedpokoju.
— Nie podałaś mi adresu swojego mieszkania — odpowiada spokojnie mężczyzna, jakby wcale nie dostrzegając, że ma przy sobie pijaną kobietę.
Kiedy uznał, że alkohol wystarczająco odebrał jej rozum zamówił taksówkę, ale ponieważ nie miał pojęcia dokąd ją zabrać, postanowił, że do swojego lokum.
Min Ji słania się na nogach, na przemian chichocząc, na przemian jęcząc nad paskudnym losem życia.
Z pomocą Hun Jona jakoś dociera się do kanapy, na którą opada z głośnym westchnięciem.
— Mówię, że nie musiałeś tego robić! — Chwyta mężczyznę za rękaw marynarki, gdy ten postanowił napić się czegoś zimnego z lodówki.
— Oczywiście, że nie musiałem. Mogłem zostawić cię w barze na pastę losu. — Uśmiecha się krzywo.
— I tam powinnam była zostać. — Min Ji spogląda na niego jak kapryśne dziecko. — Nie zasługuje na kogoś takiego jak ty.
Hun Joon spogląda na jej półprzytomne spojrzenie, wodzące mętnie po otoczeniu.
— Być może masz racje. Schlałaś się jak nie wiem co.
Min Ji parka śmiechem, śmieje się długo i mało elegancko, wycierając nos w rękę.
— A jednak jesteś dżentelmenem.
— Oj uwierz mi, nie jestem. — Posyła jej zagadkowy uśmiech. — A ty nie masz klasy. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
— A mimo to mnie lubisz, prawda? — Spogląda na niego oczekująco. — Spotkaliśmy się tyle razy, matka mówi, że takie rzeczy są niemożliwe.
Nie odpowiada jej tylko w końcu nalewa sobie szklankę zimnego napoju. Po alkoholu zawsze odczuwa silne pragnienie.
Niespodziewanie wzdryga się, gdy Min Ji obejmuje go w pasie.
— Kochaj się ze mną.
— Słucham? — Otwiera szerzej oczy.
— Kochaj się ze mną, Joon.
— Jesteś pijana.
— Co z tego? Naprawdę tego chcę.
— Nie, w tym momencie nie masz pojęcia, czego chcesz. — Odwraca się do niej, a ona zachłannie tonie w jego ramionach, przywierają policzkiem do ciepłego torsu.
— Chcę ciebie, Joon. Tu i teraz. — Powiedziawszy to, spogląda mu w oczy, a następnie sięga po sprzączki paska, uwalniając jego biodra z uścisku.
— Min Ji…
— Potrzebuję cię. — Staje na palcach i ledwo sięga mu do warg, które muska przelotnie. Pachnie soju.
— Po prostu idź spać. — Hun Joon odsuwa ją od siebie, na twarzy ma wymalowany wyraz obrzydzenia.

***
Budzi się następnego dnia z potężnym kacem. Ma wrażenie, że czaszkę od środka rozrywa jej potężna siła, ale nie to jest problemem.
Bardziej niepokoi ją fakt, że znajduje się w obcej sypialni, na obcym łóżku. Z przerażeniem zagląda pod pościel i oddycha z ulgą, gdy dostrzega, że ma na sobie ubrania.
Bogu niech będą dzięki!
— Aish! Kiedy nauczę się tyle nie pić? — Uderza się pięścią w czoło, ale szybko tego żałuje, gdy ból prawie odbiera jej oddech. — Aaa! Ach, jak boli! — wzdycha cierpiętniczo.
Na chwiejnych nogach dociera do drzwi, którymi wychodzi na wąski korytarzyk, prowadzący do salonu. Stara sobie przypomnieć poprzedni wieczór, ale jedyne, co pamięta to, że zamówiła butelkę soju wraz Hun Joonem.
— Obudziłaś się?
— O Boże! — Min Ji łapie się za serce, gdy mężczyzna niespodziewanie zachodzi ją od tyłu.
— Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. — Posyła jej ujmujący uśmiech. Ma na sobie spodnie od piżamy i obcisłą koszulkę, uwydatniającą krągłości jego mięśni. Rozczochrane włosy dodają mu łobuzerskiego uroku.
— Spałeś na kanapie? — Min Ji zerka niepewnie na rozbebeszoną pościel w salonie.
— Nie miałbym serca ciebie na niej położyć.
Min Ji przymyka oczy, gdy uzmysławia sobie, że wczoraj wieczorem prawdopodobnie odstawiła pokaz rasowej kretynki.
— Hun Joon… co do wczorajszego wieczoru…
— Nie musisz się tłumaczyć. — Mężczyzna kręci głową. — Każdy czasem zalicza alkoholowy odlot. Koledzy nieraz wypominają mi do znudzenia, jakie głupoty odstawiałem po pijaku.
Mimo tych słów, kobieta wcale nie czuje się lepiej.
— Cokolwiek wtedy wygadywałam, naprawdę nie chciałam — mówi, spoglądając na niego żałośnie.
— Moim zdaniem, byłaś całkiem urocza. Napijesz się czegoś? — Zmierza do kuchni, gdzie nastawia wodę w czajniku.
— Prawdę mówiąc czuję, że cokolwiek wezmę do ust zaraz zwrócę — stwierdza Min Ji cierpiącym tonem.
— Doskonale rozumiem, jaki paskudny potrafi być kac. — Hun Joon parska śmiechem. — Co powiesz na wodę z cytryną? Mnie zawsze pomaga. I dużą, naprawdę dużą dawkę aspiryny.
— Jesteś aniołem. — Siada na krześle, podpierając skroń na zwiniętej dłoni.
— Czasem tak mówią, tylko nie wiem, jakie licho porwało mi skrzydła i doczepiło rogi. — Uśmiecha się do niej przez ramię i gdy tak krząta się po kuchni w piżamie wygląda, jak najseksowniejszy facet na świecie.
Min Ji przez chwilę obserwuje go w milczeniu, zastanawiając się, jakby to było każdego ranka budzić się u jego boku i tak już przez resztę życia.
Chociaż bez wątpienia byłby to idylliczny obrazek, jakoś rozmywa się w jej świadomości, nie chcąc nabrać ostrości.
Może to przez te mdłości, wywołane kacem.
Min Ji wzdycha jeszcze raz i z wdzięcznością połyka ofiarowaną aspirynę, popijając lek kwaśną wodą.
— Najgorsze, że muszę stawić się w pracy… — Nagle podnosi na niego szeroko rozwarte oczy. — Chwila, która jest godzina?
— Wpół do dziesiątej.
— Żartujesz? Ja pierdziele! — Jak oparzona zrywa się z krzesła, chociaż ból głowy chce ją z powrotem usadzić na miejsce. — Jestem spóźniona, cholernie spóźniona!
— Spokojnie! Może zadzwonisz i powiesz, że źle się czujesz? — proponuje ze śmiechem mężczyzna.
— Ależ nie ma mowy! La Rose beze mnie nie da sobie rady! — Min Ji z pośpiechem wkłada buty. — Chryste, mam na sobie wczorajsze ciuchy. I co ja teraz zrobię? Przecież nie wrócę do domu się przebrać… — mamrocze pod nosem.
— Dasz sobie rade? Może cię podwieźć?
— Nie, nie! Nie będę cię bardziej wykorzystywać. Na pewno złapie autobus. — Na moment zatrzymuje się w drzwiach i spogląda na niego łagodniej. — Jestem ci ogromnie wdzięczna, wiesz o tym?
— Wiem. — Hun Joon z uśmiechem kiwa głową.

***
Nie wie dlaczego pierwszą czynnością po wejściu do La Rose jest sprawdzenie aplikacji śledzącej. Min Ji chce po prostu się upewnić, że Allen nie zwiał z dzisiejszych zajęć, ale czerwona, pulsująca kropka jest we właściwym miejscu, więc kobieta oddycha z ulgą.
Jest nieco zdzwiona swoim zachowaniem i intensywnością myśli, które poświęca dziedzicowi. Stara się sprawiać wrażenie, że miała jasny i wytłumaczalny powód spóźnienia, chociaż nikt z pracowników nie pyta ją dlaczego zdarzyło jej się coś takiego po pięciu latach intensywnej pracy w hotelu.
Może ma to po prostu wypisane na twarzy? Ten krzykliwy komunikat, żeby w tym momencie jej nie zaczepiać, chyba, że z narażeniem własnego życia.
I chociaż pewnie byłoby wygodnie zwalić winę na kaca, to Min Ji wie, że odpowiedź wcale nie jest tak oczywista.
Jej rozdrażnienie bierze się z zupełnie innego powodu, ale jeszcze nie potrafi oszacować z jakiego.
Po prostu wszystko ją irytuje. Począwszy od źle postawionego kwiatka na parapecie w biurze, kończąc na wrzaskliwym kazaniu wygłoszonym kucharzowi, gdy jeden z klientów skarżył się, że ryż był przesolony.
To nie pierwszy raz, gdy klienci skarżą się na jedzenie, Min J zdaje sobie przecież sprawę, że każdy ma indywidualne kubki smakowe i nie sposób dochodzić każdemu, ale dzisiejszego dnia – niewytłumaczalnie – poczuła się rozwścieczona przez brak kompetencji kucharza.
Wchodzi do swojego biura i zatrzaskuje za sobą drzwi, po czym opiera się o nie plecami, nie mogąc nadziwić się gniewowi, jaki ją opętał.
Przymyka oczy i kładzie rękę w okolicy serca, bijącego teraz niespokojnym rytmem.
Wie, że to uczucie nie minie dopóki go nie zobaczy. Ale jeżeli już to zrobi to co wtedy?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz