— Macie półgodziny, żeby to wszystko
zgrabić — oznajmia ponuro krępy Koreańczyk, którego imienia Jiyeon jakoś nie może
spamiętać.
Jakkolwiek się nazywa, dla niej ma
pozostać na wieki Panem Świnką z racji spoconej, pucułowatej twarzy z mięsistym
nosem, przypominającym ryjek i małych oczek, które spoglądają na każdego
nienawistnie.
Właśnie pokazuje im szkolne ogrody,
całe zasłane dywanem z liści, okalających drewniane ławki i niewielką
szklarnie, usytuowaną pośrodku.
Po chwili wręcza im także parę grabi.
— Wszystko jasne? Półgodziny, a potem
przyjdę i sprawdzę, czy wszystko się zgadza. I żeby nie było! Żadnej ucieczki!
Wtedy kara zostanie przedłużona, a ja nie będę już taki uprzejmy.
Jakbyś był teraz., ciska się Jiyeon na
usta, ale zamiast tego zakleja wargi milczeniem.
— Rozumiemy — odzywa się Myungsoo,
obracając grabie ostrzami do dołu, jakby sygnalizował, że nie może się doczekać
odbycia kary.
Pan Świnka lustruje go podejrzliwym
spojrzeniem, poprawiając czapkę z daszkiem, idealnie pasującą do uniformu
woźnego.
— Świetnie! A jutro praca w
bibliotece. Miłego popołudnia, degeneraci — mruczy sarkastycznie, a jego usta
pokrywa zadowolony uśmieszek.
Oto wielbiciel karania młodzieży.
— Dupek. — Jiyeon przewraca oczami,
gdy ma pewność, że Pań Świnka odszedł na tyle daleko, że jej nie usłyszy. Potem
rozgląda się wokół. — Półgodziny, żeby zgrabić to wszystko? On chyba oczadział!
Myungsoo podąża za jej wzrokiem.
— We dwójkę jakoś nam pójdzie —
stwierdza i próbuje się uśmiechnąć.
Jiyeon dmucha w spocony włos na czole.
To nie pierwszy raz, gdy jest karana, za to pierwszy raz, gdy musi się karze
podporządkować.
Do dupy mieć takiego wuja jak Ma Te.
Do dupy chodzić do tej szkoły.
— Tu jesteście! — Rozlega się radosny
głos. Z naprzeciwka nadbiega Bo Ram, trzymając pod pachą ogromny rulon różowego
papieru. — Już myślałam, że poszliście do domu, a potem przypomniałam sobie, że
przez tydzień musicie zostawać po południu w szkole.
— Tak, Bo Ram, szalona inteligencja. —
Jiyeon wsparta się na rączce grabi, spogląda na starszą dziewczynę z kpiącym
uśmieszkiem. — Co cię tu sprowadza?
— Mam sprawę do Myungsoo. A w ogóle
jak tam? Zaaklimatyzowałaś się w szkole? — Wydaje się, że zadała to pytanie
wyłącznie z racji bycia sunbae, jej wzrok bowiem zatrzymuje się na grabiącym
liście chłopaku, który na dźwięk swego imienia wreszcie podnosi oczy.
— Do mnie?
— Owszem, Myungi. — Uśmiecha się
promiennie Bo Ram, rozkładając na najbliższej ławce papier. — Zbieram życzenia
dla Vernona. No wiesz, o szybki powrót do zdrowia. Jak się obudzi, będzie
wiedział, że nie zapomnieliśmy o nim.
— Ze szkołą w porządku. — Jiyeon macha
ręką, wcale nie zdziwiona, że sunbae jej nie słucha. Jest nawet rozbawiona
widokiem zakłopotania Myungsoo, który nie radzi sobie w kontaktach z tak otwartą
i pogodną osóbką, jaką jest Bo Ram.
— No jasne, podpiszę się. — Chłopak kiwa
głową, na chwilę rzucając grabie na ziemie. Potem odbiera od Bo Ram długopis i
przykuca przed ławką, gryzmoląc coś na szybko.
Jiyeon zdążyła jeszcze podejść i
zaglądnąć mu przez ramię.
„Szybkiego
powrotu do zdrowia! Nie poddawaj się! Myungsoo”.
— Dziękuję! — Bo Ram świergocze radośnie,
jakby wpis chłopaka miał nakarmić tysiące głodujących dzieci.
— Też mogę się wpisać? — pyta Jiyeon z
rozbawieniem i o dziwo, sunbae obdarza ją uprzejmym uśmiechem.
— Wybacz, Jiyeon, ale wpisują się
tylko członkowie Gemini.
— Należysz do Gemini!?
— Tak się składa. Dzięki, Myunsoo! Mam
nadzieję, że niedługo wyskoczymy gdzieś razem!
— Em, jasne. — Myungsoo kiwa głową,
zatykając długopis i oddając go właścicielce, która sięgając po rulon, zadbała,
aby jej ramię subtelnie otarło się o ramie chłopaka.
— Świetnie! Więc do zobaczenia!
Trzymaj się, Jiyeon. Miłego popołudnia! — I już biegnie dalej, jakby ktoś
zamontował jej w butach małe torpedy.
— „Szybkiego powrotu do zdrowia. Nie
poddawaj się”? — Jiyeon wbija w Myungsoo pełne politowania spojrzenie. — Ja bym
dopisała jeszcze „pieprzony złamasie”.
Chłopak sięga po grabie i znów zaczyna
miarowo sczesywać liście z trawy w kupkę.
— Nie chciałem robić Bo Ram
przykrości. Ona we wszystko piekielnie się angażuje.
— Acha i prawie jadła cię jak lody w
wafelku. — Uśmiecha się Jiyeon.
— Co? — Myungsoo wbija w nią wielkie
oczy.
Wtedy dziewczyna wybucha śmiechem.
— O rety, ty jesteś autentycznie niekumaty!
Bo Ram cię lubi, bardzo, bardzo lubi.
— Akurat. — Myungsoo znów skupia się
na grabieniu, ale robi to o wiele szybciej i bardziej nerwowo. W takim tempie
zgrabiłby je wszystkie w przeciągu kilku minut, a Jiyeon nie musiałaby nawet
sięgać po własne.
— Oczywiście, że tak, Myungi — zaczyna
przedrzeźniać zdrobnienie sunbae, zalotnie trzepocząc rzęsami. — Mnie prawie
nie zauważyła, a jest dość spoko dziewczyną i nie zlewa ot tak ludzi, więc coś
musi być na rzeczy. Wypełniłeś cały jej świat przed oczami. — Ma niezły ubaw
mówiąc to wszystko i obserwując zarazem, jak chłopak peszy się i rumieni.
— Daj spokój. Bo Ram jest starsza i
popularna, jest niemalże w każdym szkolnym kole, a do tego angażuje się we
wszystkie akcje charytatywne. Uważam, że ktoś taki nie ma czasu na licealne
miłostki, a poza tym, gdyby już, to wybrałaby sobie fajnego faceta. — Ze
złością grabi liście, jakby ta rozmowa go drażniła.
— Fajnego faceta? Że niby ty nie
jesteś fajny? — Jiyeon prycha. — Chłopie, zerknij w lustro to pogadamy.
— Mnie się wydaje, że wszystko
koloryzujesz.
— Ona cię prawie z molestowała! — Nie
zwracając uwagi na jego rozdrażnienie, dalej się z nim droczy, tym razem robiąc
zdecydowany krok w jego stronę, by odegrać scenkę przy ławce. — Mam nadzieję,
że wyskoczymy gdzieś razem! — świergocze równie zalotnie co Bo Ram i ociera się
o jego ramię seksownym ruchem.
Myungsoo odskakuje jak oparzony,
gubiąc po drodze spojrzenie i dorabiając się niezłej czerwieni na policzkach.
— Zwariowałaś!?
— Teraz rozumiesz? Ona ma na ciebie
wielką ochotę. Kręcisz ją — stwierdza Jiyeon z zadowoleniem, jakby właśnie
znalazła rozwiązanie zagadki. — Oświeć trochę ten swój mały, męski móżdżek, bo
przegapisz okazję umawiania się z naprawdę śliczną dziewczyną.
— Bo Ram mnie nie interesuje i jak
możesz to łap za grabie, bo nie mam zamiaru odwalać całej roboty.
— No już dobra, dobra! — Wznosi oczy
do nieba, ale nie może darować sobie komentarza. — Wiesz co? I właśnie w tym
problem, że niektórzy sami nie wiedzą czego chcą, a potem marudzą, że nikt ich
nie kocha i wszyscy wokół kogoś mają tylko nie oni. Jeżeli Bo Ram ci się nie
podoba to już sama nie wiem, kto miałby.
— Zacne, że się tak przejmujesz moim
życiem uczuciowym, a teraz grapie w łapy i zajmij się robotą — warczy Myungsoo,
ale na ustach błąka mu się zdradliwy uśmiech rozbawienia.
— Ale z ciebie pierdoła! — Jiyeon wzdycha,
ale w końcu zabiera się za to, co trzeba. Mimo to, już po chwili zaczyna ją
interesować inna sprawa. — Więc Bo Ram należy do klubu Gemini? Myślałam, że to
męski klub. Wtedy, na statku byliście sami faceci.
— W klubie jest podział na frakcję
żeńską i męską. Chociaż stanowią jeden klub, spędzają czas oddzielnie. W
niewielu wyjątkach dochodzi między nimi do koedukacji — wzdycha Myungsoo.
— Jak staroświecko! Ale to i tak
dupki! — Kręci z niesmakiem głową. — Wciąż nie mogę uwierzyć, że Veron tak
wszystkimi rządzi. Przynajmniej frakcją męską. Czy zasrana duma daje mu prawo
tak cię traktować? Do cholery, jesteś tak samo nadziany jak oni! O ile nie bardziej!
Myungsoo na chwile przystaje,
przerywając grabienie.
— Wiesz, Jiyeon. Chyba nie chodzi
tylko o to, że mój ojciec uratował finansowo ojca Vernona, a on teraz się mści
z powodu upokorzenia. Klub Gemini to bardzo dziwne ugrupowanie. Przede
wszystkim zamknięte.
— Ale dlaczego? — Także zatrzymuje
się, próbując to wszystko zrozumieć.
— Do tego klubu mogą należeć
wyselekcjonowane osoby. Najczęściej są to dzieci byłych członków klubu, co
oznacza, że członkostwo jest jakby dziedziczne — tłumaczy Myungsoo. —
Zrozumiałem to dopiero niedawno, jak zacząłem czytać historię klubu na
Internecie. Okazało się, że te dzieciaki należały do Gemini już od przedszkola
i jak pójdą na studia to też będą jego członkami.
— Brzmi porąbanie. — Jiyeon unosi
brwi. — Jakby byli pieprzoną sektą, albo coś.
— Może są. — Myungsoo z uśmiechem
wzrusza ramionami. — Ale ja nie powinienem do nich należeć, to się po prostu
nie zdarza, aby ktoś z zewnątrz dostał się do Gemini. Mój ojciec wymógł moje
członkostwo na panu Hansolu, ale oni instynktownie mnie izolują. Sądzę, że
nawet i bez Vernona nie byliby do mnie zbyt przyjaźnie nastawieni. Dla nich
jestem po prostu intruzem.
— Co oni w ogóle robią w tym klubie? —
Chce wiedzieć, z każdą chwilą nabierając przekonania, że od Gemini lepiej
trzymać się z daleka.
— Sam nie wiem. — Myungsoo zaczyna ryć
dziurę w ziemi końcówką buta. — Orientuje się tylko, że mają własne miejscówki
na mieście, do których chodzą. Takie knajpy i dyskoteki, gdzie wpuszczają tylko
członków Gemini.
— Naprawdę?! — Jiyeon nie posiada się
ze zdumienia.
— Też na początku nie mogłem uwierzyć,
ale to prawda. Gemini to dość bogaty klub i nie funkcjonuje wyłącznie w liceum
Hose. Jeszcze inne szkoły, również prywatne i prestiżowe mają kluby Gemini, działające
na tej samej zasadzie selekcji członków.
— Niech mnie piorun trzaśnie, jak nie
składają wielkiej, koziej głowy na ołtarzu gdzieś w środku lasu! — wykrzykuje
śmiertelnie poważnie Jiyeon. — Albo piją krew niemowlaków!
— Fuj! Nie bądź obrzydliwa!
— Ja tam cię tylko ostrzegam, że jak
nagle wyskoczą z propozycją miłej wycieczki do lasu to uciekaj, gdzie pieprz
rośnie, bo wyrwą ci serce, a twoją krew rozsmarują sobie na twarzy.
Myungsoo śmieje się.
— Zapamiętam, miłośniczko horrorów. — Salutuje jej, wywołując tym samym na twarzy
dziewczyny szeroki, acz karcący uśmiech.
— Nie oglądam horrorów! I mówię serio!
Żadnych wycieczek do lasu z tymi dupkami od Gemini, jasne!?
— Przyjąłem i wiesz… gdyby to ode mnie
zależało już dawno bym zostawił w cholerę ich wszystkich. Ale ojciec… — Tu urywa,
tracąc z twarzy pogodny wyraz.
— Co z nim? Wydawał się spoko gościem.
Te kolorowe trampki. Luzak, nie?
— Chce, żebym miał wszystko co
najlepsze, a raczej to, co jemu wydaje się najlepsze. Nie umiem go rozczarować.
— To twoje życie, stary. Łap za ster i
obierz kurs! — zarzuca ulicznym powiedzonkiem, które tak uwielbiał Woo Bin.
— To nie takie proste. — Myungsoo
głową, wracając do grabienia.
Od razu zauważ, że temat jest raczej
drażliwy, więc wycofuje się, próbując obrać neutralny grunt.
— Hej, słuchaj, a ta sprawa z
komputerami nadal aktualna?
Zerka na nią zdziwiony.
— Jaka sprawa z komputerami?
— No wiesz, wyrwanie mnie z epoki
kamienia łupanego. Umiem włączyć komputer i to w zasadzie tyle. Potem nie wiem,
co i jak.
Uśmiecha się, a końce brązowej grzywki
seksownie opadają mu na oczy.
— Jasne, jaskiniowcu! Wprowadzę cię w
dwudziesty pierwszy wiek.
— Ostrzegam, mam bardzo ostre grabie i
nie zawaham się ich użyć! — odgraża się zaczepnie.
— Tak się składa, że ja też mam
grabie.
— Mam udowodnić, kto lepiej nimi
włada? Będziesz musiał poświęcić swoje oczy i wtedy módl się, czy Bo Ram
jeszcze zechce się z tobą umówić! — Zanosi się śmiechem, machnąwszy grabiami
parę razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz