14 - Głos Seulu

Zbliża się do przyjaciela i po chwili siada na krawędzi kładki, wysuniętej w stronę jeziora. Nad okolicą zapada już wieczór i tylko odległe lasy świecą się ostatnią, niewielką łuną zachodu. Pierwsze gwiazdy spoglądają na nich z wysokości nieba. W trawie odzywają się cykady.
— Jesteś dzisiaj w złym humorze — stwierdza Jiyeon. Nie patrzy na Woo Bina, woli zawiesić oczy na odległym brzegu jeziora i pociągnąć łyk gorzkiego piwa z butelki. — Znowu chodzi o ojca?
— Skąd wiesz? — Głos chłopaka brzmi spokojnie, ale zarazem zdobi go lekka chrypka, świadcząca, że wewnątrz ściska go gardło.
— Masz rozciętą brew.
— I co z tego? — wzdycha — Bójka zawsze znajdzie człowieka. Mnie szczególnie lubi.
To prawda. Na dzielnicy stale coś się dzieje. Woo Bin jest wyzwaniem dla wszystkich okolicznych mend, które rzucają mu rękawice z przeświadczeniem, że dadzą radę pokonać dwa razy wyższego od siebie mężczyznę i zyskać prestiż w gangu.
— Znam takie rany, Bin. Są głębokie i oznaczają, że się nie broniłeś. Jedyną osobą przed którą się nie bronisz jest twój ojciec. Znowu się pokazał, prawda?
Nastaje chwila napiętej ciszy, wypełnionej jedynie odgłosami wieczoru i trwającej za ich plecami zabawy przy ognisku.
— Nie widziałem go prawie pół roku i nagle chuj stanął mi w drzwiach trzy dni temu.
— Czego chciał tym razem?
— Jak zwykle kasy.
— Ale mu nie dałeś?
— Zwariowałaś!? Nie! — oburza się — Zbierałem na motor i go w końcu, do jasnej cholery, złożyłem! Stary nie będzie mnie okradał, bo skończył mu się szmal na działkę, albo znowu narobił długów w jakiś podejrzanych interesach. Jak go zatłucze mafia to mi ulży! — wykrzyczał ostatnie słowa, ale Jiyeon wie, jak bardzo w środku cierpi.
Potrafi czytać z niego jak z księgi, dostrzegać niezauważalne sygnały, maleńkie impulsy, drżenie w spokojnym tonie głosu, charakterystyczne marszczenie ust i zginanie palców, które mówią więcej niż słowa.
Kładzie rękę na spiętym ramieniu Woo Bina.
— Dobrze zrobiłeś — mówi miękko i cicho. — Dobrze zrobiłeś.
Wtedy na nią spogląda, a mimo półmroku wieczoru, dostrzega głębie jego oczu, zanurzoną w silnych emocjach lęku i desperacji. Nawet Woo Bin czasem potrzebuje być słabym.
— Kim był ten chłopak?
— Jaki chłopak?
— Ten z pod twojej wy pasiastej budy.
— Myungsoo? — Nie rozumie, czemu przyjaciel zainteresował się akurat nim. — Przecież przedstawiłam was sobie. To kolega ze szkoły, a bo co?
— Dogadujecie się? — Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
— Jest miły i trochę mi go szkoda. Ta buda niczym nie różni się od ulicy, Bin. Dzieciaki są okrutne, a on nie umie się bronić — wyjaśnia, chociaż po incydencie na zajęciach gimnastycznych nie jest już tego taka pewna.
— Więc to współczucie?
— Sama nie wiem. Dobrze nam się rozmawia, on jedyny nie jest taki jak tamci. — Wzrusza ramionami, czując jak chłód jeziora przenika przez jej ciało. — Dlaczego mnie tak maglujesz, Bin? Jesteś dzisiaj nieziemsko dziwny! — Szturcha go, próbując zażartować, ale twarz przyjaciela pozostaje w zamyśleniu.
— Dae Chi ma racje, już nie wrócisz.
— Bin…
— Ja bym nie wracał — wtrąca, zanim Jiyeon zdąży powiedzieć więcej. — Bo niby do czego? Tutaj jest samo gówno. Nic więcej.
— Nieprawda. — Próbuje spojrzeć mu w oczy, ale Woo Bin skutecznie odwraca twarz. — Tu mam ciebie. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. — I mówi to szczerze, tak też czuje w sercu.
Woo Bin jest wszystkim. Jest przyjacielem, bratem, przystanią i portem do którego zwija się żagle, gdy cały świat zawiedzie.
Nagle chłopak zdejmuje z siebie kurtkę i zawiesza ją na ramionach dziewczyny.
— Drżysz — stwierdza cicho.
— Dziękuję. — Chętnie opatula się jego kurtką, czując znajomy zapach papierosów i świeżej trawy. Dziwna mieszanka, kojarząca się tylko i wyłącznie z Binem.
— Dowiedziałam się czegoś o mamie — mówi, a jej ciało ogarnia błogość i ciepło. — Była adoptowana.
— Więc Ma Te nie jest jej bratem?
— Nie rodzonym. — Kręci głową. — Gdy była w moim wieku uciekła, aby znaleźć biologiczną rodzinę. Ale nigdy nic mi o tym nie mówiła, wiesz?
— Być może ich nie znalazła. Jeżeli adopcja była zamknięta to odnalezienie rodziców jest wyzwaniem.
— Cóż, tego nie wiem. Ale myślę też, że mogła ich odnaleźć, ale…
— Ale co?
— Ale okazali się beznadziejni. Tacy, jak twój ojciec i połowa tych szumowin, które wychowują dzieciaki z naszego osiedla.
— Też tak może być — zgadza się — Będziesz drążyła to dalej?
— Muszę, Bin. Czuję, że Ma Te coś ukrywa, matka tak samo. Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Rozumiesz mnie, prawda?
— Zawsze, mała. — Wyciąga ramię i przyciąga ją do siebie. — Jak to wszystko cię przerośnie to wiesz, gdzie masz wrócić?
— Do ciebie — odpowiada bez najmniejszego zastanowienia, przykładając skroń do ramienia chłopaka. Jak dobrze jest być tak blisko niego i zostawić wszystkie problemy za sobą.
— Do mnie, Jiya. Właśnie. Cokolwiek się stanie nie wolno ci zapomnieć, gdzie jest twój dom.
— Przy tobie. — Powiedziawszy to, zamyka oczy.

***
— Dobry wieczór państwu. Zapraszamy na kolejny odcinek Głosu Seulu. Dzisiaj w studiu gościmy najpopularniejszą aktorkę lat siedemdziesiątych, Yoon Ae Ri oraz jej siedemnastoletniego syna, Jeogn Hana, który jest z jednym z uczestników zdarzenia na rzece Han w czasie anomalii burzowej, która rozpętała się w stolicy 11. Marca tego roku.
Młoda, około trzydziestoletnia prezenterka telewizyjna, uśmiecha się wdzięcznie do obiektywu kamery, ubrana jedynie w kusą, ołówkową spódniczkę, znacząco eksponującą jej zgrabne nogi w ciemnych szpilkach. Biała koszulka z falbankami na przodzie skutecznie maskuje niezbyt duży biust, a ciemne, krótkie włosy układają się w jedną z tych katalogowych fryzur wokół pociągłej twarzy kobiety.
Chłopak z przeciwnej, czerwonej kanapy widzi już, że prezenterka ma wszczepiony sztuczny podbródek oraz przeszła korekcje powiek i nosa, a wszystko po to, aby osiągnąć idealną twarz w kształcie litery „V” oraz oczy z podwójnymi powiekami.
Żyjąc pod jednym dachem z matką siłą rzeczy rozpoznaje się takie rzeczy na kilometr.
On sam w młodości przeszedł kilka korygujących zabiegów, a wszystko po to, by być pięknym synem popularnej matki, która teraz siedzi obok niego, uśmiechając się promiennie.
— Witaj, Han. Dziękujemy, że przyjąłeś nasze zaproszenie i możemy dzisiaj ze sobą porozmawiać. — Prezenterka obraca się na skórzanym fotelu w jego stronę, trzymając w rękach plik kartek z podpowiedziami.
— Oczywiście, bardzo mi miło — odwzajemnia uśmiech. Chcąc nie chcąc doskonale wie, jak odpowiadać i jak modulować twarz, żeby wypaść korzystnie w telewizji. Przed kamerami występował już mając pięć miesięcy. Od tamtej pory co jakiś czas pojawiał się na łamach plotkarskich gazet i w różnego rodzaju programach w TV.
— Mam informacje, że tamtego dnia bawiłeś się na jachcie z przyjaciółmi.
— Tak, mój przyjaciel obchodził urodziny. — Słowo „przyjaciel” gładko przechodzi mu przez gardło, nie mając zarazem nic wspólnego z rzeczywistością.
— Czy były jakieś symptomy zapowiadające, że zanosi się na coś złego? — Prezenterka z zaciekawieniem marszczy brwi, jak jeden z tych ekspertów, próbujących rozwikłać zagadkę.
— Nie — odpowiada Han, przepisowo zastanawiając się kilka sekund, aby pokazać, że podchodzi do wywiadu na poważnie i stara się udzielić rzetelnych odpowiedzi. — W zasadzie to był naprawdę zwykły wieczór, dość ciepły i gwieździsty. Nikt z nas nie przypuszczał, że tak to się dla nas skończy.
— Kiedy dokładnie doszło do rozbłysku?
— Nie jestem w stanie tego oszacować, ale impreza nie zdążyła się jeszcze zbyt dobrze rozkręcić. Solenizant dopiero co zdmuchnął świeczki z tortu, kilka minut później przyszła ta straszliwa burza.
— Co robiłeś, kiedy to się stało?
Han pierwszy raz czuje, że brakuje mu słów. Był wtedy z Jiyeon, Vernon omal nie podpalił jej włosów. Kłócili się i w efekcie pierwszy raz od pięciu lat postawił się Vernonowi i kazał mu zaprzestać swoich chorych zabaw.
— Stałem przy barierce jachtu, rozmawiałem z kimś — odpowiada lakonicznie. — Wtedy najpierw jachtem za trzęsło, a potem pojawił się oślepiający błysk. Reszty nie pamiętam.
Prezenterka ze zrozumieniem kiwa głową. Zastanawia się, co ją tak w tym wszystkim ciekawi, skoro wywiady na ten temat były udzielane już do znudzenia i prawdopodobnie cała Korea znała szczegóły na pamięć.
— A jak wyglądało to z pani strony? Kiedy dowiedziała się pani, że coś stało się synowi? — Prezenterka zwraca się teraz do Ae Ri, która przybiera skupiony wyraz twarzy, oplatając rękoma zgięte kolano.
— Byłam wtedy na planie nowego serialu, który wejdzie na anteny kanału KBS już tego lata. Dostałam jedną z głównych ról, więc razem z ekipą pracowałam od rana do wieczora i byłam, i wciąż jestem bardzo zajęta — zaczyna rozwozić się matka, wymawiając każde słowo z niezwykłym przejęciem. — W tym serialu gra również Lee Tan Yun, z którym świetnie nam się współpracuje, dlatego staram się bardzo sumiennie odegrać swoją rolę, tak, aby widzowie, oglądając mnie, uwierzyli w prawdziwość postaci…
— Rozumiem, to na pewno bardzo wymagający czas w pani życiu — mówi pośpiesznie prezenterka. — Jak się pani dowiedziała, że stało się coś złego?
— Od mojego agenta — tłumaczy matka. — Powiedział, że mój Hanie trafił do szpitala, ale nie zna szczegółów. O nich dowiedziałam się dopiero potem i nie byłam w stanie uwierzyć, że doszło do czegoś takiego.
— Pamięta która to była godzina?
— Gdzieś po północy. — Uśmiecha się ze strapieniem matka. — Od razu rzuciłam wszystko, co robiłam do tej pory i nawet się nie przebierając, wsiadłam do auta, by pojechać do szpitala.
— Musiała się pani bardzo stresować.
— Oczywiście. Nie ma dla mnie nic ważniejszego od mojego dziecka. — Mówiąc to, przykrywa dłoń chłopaka swoją własną, posyłając mu czuły uśmiech, który mechanicznie odwzajemnia, nawet się nad tym nie zastanawiając.
Odgrywanie kochającego syna weszło mu w krew. Mógłby być teraz rozespany i z czterdziestostopniową gorączką, a i tak wiedziałby, jak bezbłędnie odegrać swoją rolę.
Po północy… matka zjawiła się dopiero o piątej nad ranem, tłumacząc się błagalnie, że praca na planie się przeciągnęła, że pogoda wieczorem była na tyle dobra, że reżyser nie mógł stracić takiej okazji.
Był nieprzytomny prawie pięć godzin – z wszystkich ofiar, on obudził się najwcześniej, jako pierwszy -  a ona przepraszała go, jakby jej nie znał.
Tak naprawdę mogłaby się wcale nie tłumaczyć. Nigdy nie była ani szczególnie troskliwa, ani skora, żeby przełożyć go ponad upadającą i tak karierę.
Z czasem przestało go to obchodzić. Jedyne, czego sobie życzy, to, żeby matka nie wciągała go w swój świat i wywiady podobne temu. Ma już tego serdecznie dosyć.

***

Przeprowadzanie wywiadu trwało około ośmiu męczących godzin. Wychodzą ze studia o pierwszej nad ranem. Noc jest zimna i ciemna, a oczy Hana kleją się do powiek. Ciało domaga się odpoczynku. Plecy bolą go od wielogodzinnego siedzenia.
Z ulgą wsiada do samochodu, gdzie szofer zdążył już sobie przysnąć. Pod apartament dojeżdżają po dziesięciu minutach jazdy po stosunkowo pustych drogach Seulu. Za dnia, z powodu korków zajęłoby im to znacznie dłużej.
Apartament, czyli wysoki, luksusowy wieżowiec jest oświetlony nawet o tak późnej porze rzędem gustownych latarenek, a do środka prowadzą obrotowe drzwi jak do hotelu. Wszędzie jednak panoszy się ochrona.
Nagle zauważa, że niedaleko, na chodniku stoi zaparkowane ciemne auto. Kiedy wysiada z matką, z samochodu wyłania się również wysoki, ubrany elegancko mężczyzna, rzucając papieros na ziemie i rozgniatając go końcem buta.
Oczy Hana chmurzą się.
— Idź, Hanie. — Matka podaje mu magnetyczną kartę do mieszkania, oglądając się na mężczyznę.
— Masz zamiar się z nim spotkać? O tej porze? — Chłopak ma ochotę złapać ją za rękę i siłą wciągnąć do apartamentu.
Nawet ze sporej odległości widzi, że tamten jest w podłym humorze.
— Na pewno chodzi o coś ważnego. — Matka głaska go po policzku, ale jest to gest nieświadomy, pozbawiony ciepła. — Bądź dobrym synem i nie utrudniaj mi tego.
Bądź dobrym synem i nie pokazuj mi, że żyjesz, chyba, że trzeba udzielić jakiegoś wywiadu, albo pojawić się na imprezie rozdania nagród., myśli kwaśno Han, odbierając od matki posłusznie kartę.
Idzie w stronę wejścia, gdy ogląda się, patrząc jak mężczyzna otwiera przed matką drzwi do samochodu. Wsiada.
Zawsze mu się wydawało, że ten gość to podejrzany dupek, ale dzisiaj, o tej porze odnosi wrażenie, że dzieje się coś złego. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz