22 - Impreza z okazji końca świata.

Impreza z Okazji Końca Świata nie ma nic wspólnego z imprezami do jakich przywykła Park Jiyeon. Imprezami sowicie zakrapianymi alkoholem, przyduszonymi dymem tanich papierosów oraz dziewczyn paradujących pół-nago, jakby posiadały alergię na ubrania. Imprez organizowanych w ciemnych miejscach, najczęściej podziemiach, gdzie trudno było zorientować się, czy wstał już ranek.
Imprezę Boram można by spokojnie nazwać niewinną domówką z wiśniowym pączem i talerzykami, pełnymi uroczych przekąsek z wszystkimi rodzajami drogich serów, jakie tylko istnieją.
Z wysokiej wieży stereo wybrzmiewa popowa muzyka, niemająca nic wspólnego z ostrym rockiem, jaki od lat podrażniał bębenki Jiyeon, zaś zbici w kupki uczniowie liceum Hose zachowują się nienagannie, jakby znajdowali się na przyjęciu królowej Anglii.
— Gdybyś mogła teraz zobaczyć swoją minę. — Myungsoo zerka na nią z rozbawieniem.
Dzisiejszego wieczoru wystroił się, jak nigdy w życiu. Nowe dżinsy, świeża koszulka, na którą narzucił luźną, sportową marynarkę, można by pomyśleć, że to jego brat bliźniak.
Nie wyśmiała tego jednak w żaden sposób. Może dlatego, że sama wcisnęła się w gryzącą, czarną sukienkę w tanim guście, która pasowała do niej jak wół do karocy.
— Nie prowokuj mnie, Kim. Mam w planach spędzić wieczór z Tchórzem, więc nie dziw się, że aż roznosi mnie irytacja.
— Dobra! Mam nadzieję, że szczepiono cię na wściekliznę, bo jeszcze chłopak się zarazi i zaliczy zgon! — Unosi obronnie ręce, ale Jiyeon nie komentuje tego w żaden sposób, przechodząc do większego salonu, gdzie dość duża grupa uczniów gra właśnie w kalambury.
Jakaś dziewczyna stoi pośrodku pokoju, wymachując rękoma i przybierając groteskowe miny jak zawodowy mim.
Wśród próbujących zgadnąć, o co chodzi, znajduje się Jeong Han.
— Co tam, Tchórzu? — Jiyeon bez pardonu wciska się między niego a  innego koleżkę, piorunującego ją wściekłym wzrokiem, którego w ogóle nie dostrzega.
— A niech mnie! Gdzie mój kalendarz!? — Han robi przesadnie zdziwioną minę. — Muszę koniecznie zapisać sobie, że dzisiejszego dnia stał się cud i odezwałaś się do mnie pierwsza!
Jiyeon przewraca oczami.
— Zawsze zawracasz mi dupę to raz się zrewanżuję. — Wzrusza ramionami.
— Prawdę mówiąc… — Han zerka na nią z zainteresowaniem. — Nawet nie przypuszczałem, że się zjawisz.
— Bo?
— Bo nie wyglądasz na dziewczynę, którą kręcą tego typu akcje. — Wskazuje na rozgrywające się kalambury.
— Punkt dla ciebie. — Jiyeon sięga po jedną z puszek gazowanego napoju, które czekają w kupce na stoliku, aż ktoś skusi się je otworzyć, po czym pociąga spory łyk. — Jaka ohyda.
  Myungie! — Rozlega się radosny wrzask. — Jesteś! — Boram chwyta Myungsoo pod rękę i niczym skazańca wciąga do środka salonu. — Koniecznie musisz do nas dołączyć! Tak się cieszę, że przyszedłeś. — Świergocze, usadzając go na krześle obok siebie, tak by wciąż mogła pogwałcać przestrzeń osobistą między sobą a nim.
— A oto i twój przydupas — stwierdza z uśmiechem Han.
— Nie jest moim przydupasem!
— Wszędzie łazicie razem. — Han posyła jej wymowne spojrzenie. — Uważaj, bo Boram cię znienawidzi.
— Jak na moje oko, bawi się świetnie. — Jiyeon znów bierze łyk napoju, a jej oczy przybierają chmurny wyraz.
— Tylko nie gadaj, że jesteś zazdrosna. — Han wybucha mimowolnym śmiechem.
— Idź się gdzieś lecz, bo gadasz jak potłuczony — odwarkuje dziewczyna, po czym ze złością odstawia puszkę na stół.
— Nie denerwuj się. Przecież widać, że on się z nią męczy. Dzieci z tego nie będzie.
— Jakiż ty dowcipny! — Jiyeon prycha ostentacyjnie. — Przejdziemy się? — Zmienia raptownie temat.
— Co?
— Pytam, czy się gdzieś przejdziemy. Nie wiem, jak ty, ale ja się tutaj duszę. — Mówiąc to, energicznie zrywa się na równe nogi.
Han chwilę się waha, jakby nie do końca pewny, czy to wszystko nie jest jednym, długim snem, ale ostatecznie z zadowoloną miną podążą za Jiyeon ku ogrodom na tyłach domu.

***
— Skąd w tobie ta nagła sympatia do mojej osoby? — pyta Han, spacerując z Jiyeon między drzewami. Ręce wciśnięte ma do kieszeni spodni, wygląda na nieco spiętego, chociaż sam na sam z dziewczyną, którą lubi wyraźnie mu się podoba.
Jiyeon wzrusza ramionami, nawet na niego nie patrząc, jakby rzędy rosnących tu i tam róż stanowiły coś o wiele ciekawszego od jego twarzy.
— Po prostu zrozumiałam, że nie jesteś taki zły.
— Nie jestem? — Han jest śmiertelnie zdumiony. — Ależ naprawdę?!
— Weź przestań! — fuka, ale mimo to, uśmiecha się przelotnie. — Czytałam trochę o twojej matce. Niezłe z niej ziółko.
Chłopak wzdycha ciężko. Jego długie włosy falują pod wpływem wiatru.
— I to dlatego zrobiłaś się taka milusia?
— Po prostu wiem, jak to jest mieć lipną matkę.
— Tak? — Tym razem w jego głosie nie ma nic z sarkazmu.
— Owszem. Moja też nie dostałaby orderu „Matki roku”.
— Nie wiedziałem.
Jiyeon nagle przystaje w i końcu spogląda mu w oczy.
— Nigdy nie pragnąłeś poznać swojego ojca? Bo ja tak.
Chłopak chwile się zastanawia, a potem macha lekceważąco ręką.
— Wiem kim on jest, Jiyon. To były menadżer mojej matki, niejaki Lee Won Yun. Szczęśliwy mąż trójki dzieci, mieszkający na przedmieściach Seulu, w bogatej dzielnicy. Skurwiel, jakich mało.
Jiyeon zapisuje sobie w głowie tę cenną informacje. Wprawdzie menadżer byłej gwiazdy nie brzmi, jak coś za co można by uśmiercać ludzi, ale lepsze to niż nic.
— I nigdy się z nim nie spotkałeś?
— Raz czy dwa, ale nigdy nie w sytuacji, kiedy przyznałby się, że jest moim ojcem.
— Chociaż wiesz kim on jest. Ja równie dobrze mogłam wziąć się z powietrza. — Tak naprawdę wcale ją to tak bardzo nie obchodzi, ale ma nadzieje, że własnymi zwierzeniami, zmobilizuje Hana do większego gadania o sobie.
— Nigdy nie puściła pary z ust na ten temat?
— Nigdy. Zawsze byłyśmy tylko dwie. Raptem niedawno dowiedziałam się, że mam wuja. Początkowo nie mogłam w to uwierzyć. Matka zawsze sprawiała wrażenie, jakby nie była połączona żadnymi więzami krwi.
— Moja też musiała zerwać swoje — wyznał Han, a Jiyeon skupia uwagę na każdym jego słowie. — Dziadkom nie przypadło do gustu, aby w ich rodzinie parano się aktorstwem, więc matka porzuciła niemalże wszystko, aby spełnić marzenia. No i osiągnęła swoje, chociaż teraz mam wrażenie, że po latach żałuje wszystkiego.
— Przecież wzbiła się na szczyty. Twoi dziadkowie nigdy nie próbowali tego docenić?
— Nie, nie wydaję mi się, aby takie rzeczy robiły na nich wrażenie. Słabo ich znałem. Umarli, gdy miałem jakieś dziesięć lat. Wiem, że matka ma jeszcze dwóch braci. Ich jedynym wkładem w moje życie jest członkostwo w Geminni. Któregoś dnia zadzwonili i uparli się, że powinienem do niego należeć.
Gemini, wszystko kręci się wokół Gemini., myśli gorączkowo Jiyeon.
— I twoja matka tak po prostu się zgodziła?
— Tak. Jest na takim etapie życia, kiedy znowu pragnie mieć rodzinę. Wiesz, na starość ludzie zmieniają priorytety.
Jiyeon bez wyrazu przytakuje. Wciąż nie ma żadnego punktu, podpowiadającego jej, o co może chodzić z matką Hana i jej własną, a także wujem i sprawą zatuszowaną wiele lat temu.
Już ma ochotę zapytać o coś jeszcze, kiedy nagle muzyka cichnie a z domu dobiegają podniesione szepty.
— Chodź. Coś musiało się stać! — Han łapie ją za rękę i ciągnie w stronę budynku.
Już po chwili są z powrotem w środku. Boram stoi przy wieży stereo, trzymając komórkę w ręce. Jest blada, a oczy ma szeroko otwarte. Mimo wyraźnego lęku, na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu.
— Mam dobrą wiadomość — oznajmia zduszonym głosem. — Nasz kolega Vernon się obudził. Właśnie dostałam sms’a od jego siostry.
Han natychmiastowo sięga po własny telefon. Ma aż pięć nieodebranych połączeń oraz dwa sms’y z „dobrą” nowiną od Lily.
W pomieszczeniu zalega grobowa cisza. Nikt się nie odzywa, za to jeden popatruje na drugiego z konsternacją. Nawet Hoya wygląda, jakby miał ochotę wyzionąć ducha.
Nie tak zachowują się przyjaciele, cieszący się z wybudzenia drogiej im osoby. Sprawiają raczej wrażenie, jakby mieli nadzieję, iż Hansol na zawsze pozostanie w stanie wegetatywnym.
— Co za sukinsyny. — Han zaciska pięści. — Przyjaciele z Bożej łaski! — Mówiąc to, gniewnie wychodzi na dwór.
Jiyeon najpierw zerka z niepokojem na Myungsoo, który przypomina osobę ze stanem przedzawałowym, ale ostatecznie decyduje się podążyć za Hanem.
— Ej! Czekaj! — Dogania go i łapie za rękę. — Nie możesz mieć pretensji, jasne? Vernon to sadysta i psychopata, nie oczekuj, że ludzie zaczną wiwatować, że się przebudził.
Han ze złością wyrywa jej rękę. Nigdy nie widziała go tak wzburzonego.
— Posłuchaj, Jiyeon. Ty nie masz prawa oceniać go! Po prostu go nie znasz! Tak jak i oni go nie znają!
— Znam go, jako dupka, który chciał spalić mi włosy! Przepraszam, jeżeli wyrobiłam sobie o nim złe zdanie! — krzyczy sarkastycznie.
— Po prostu… po prostu nie zawsze taki był, ok? — Głos Hana cichnie. Teraz opada na niego płachta zmęczenia i rezygnacji. — Zmienił się… gdybyś wiedziała… zrozumiałabyś.
— Ale nie wiem i nie rozumiem. Nie potrafię sobie wyobrazić dość dobrego usprawiedliwienia, aby ktokolwiek wyewoluował w takiego potwora.
— Uwierz mi. Gdyby spotkało cię to, co jego, może byłabyś nawet gorsza niż on. — Powiedziawszy to, Han oddala się bez pożegnania, a jego wysoka, szczupła sylwetka znika między drzewami, jakby był zjawą, którą wchłoną mrok.

***
Myungsoo wiedział, że prędzej czy później będzie musiał stawić czoła rzeczywistości, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Nie, żeby życzył Hansolowi śmierci, jednakże… nie zaszkodziłoby, gdyby poleżał tak jeszcze chwile.
— Wszystko dobrze? — Boram kładzie mu rękę na ramieniu. Nawet w  zatroskaniu jej głos ma irytującą, słowiczą barwę, tym razem brzmiącą, jakby dochodził za grubego szkła.
Chłopak posyła jej niemrawy uśmiech.
— Oczywiście, nic mi nie jest.
— Wiem, jak się czujesz — wzdycha ciężko starsza koleżanka. — Ja też nie ucieszyła się zbytnio. Jesteśmy okropni, prawda? Wszyscy.
Myungsoo nie wie, co na to odpowiedzieć, więc Boram niezrażona dalej kontynuuje.
— Po prostu było tak jakoś spokojniej bez niego, Hose stało się przyjemniejszym miejscem. Nie wyobrażam sobie, że mamy wrócić do tego, co było.
Owszem, Myungsoo bardzo sobie tego nie wyobraża. Vernon od zawsze dostawał białej gorączki na jego widok, to co będzie teraz?
Po tym, co zdarzyło się na jachcie… czy Vernon cokolwiek z tego pamięta? Sam Myungsoo wprawdzie też nie za wiele, ale ma przeczucie, że owe zdarzenie wcale nie polepszy jego relacji z Hansolem. Wręcz przeciwnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz