24 - Nagranie.

Jiyeon zagląda do szuflady i wyjmuje ze środka plik banknotów, spiętych gumką recepturką. Odkąd ukradła je tamtego wieczoru nie wydała ani wona.
Dziwne, jak bardzo może zmienić się życie człowieka. Jeszcze parę miesięcy temu takie pieniądze rozeszłyby się w kilka tygodni, a teraz tak po prostu leżały w szufladzie cały czas, nie interesując nikogo.
W zasadzie nie spodziewa się, że sięgnięcie po nie cokolwiek jej da. Aż do tej pory nie wracała myślami do tamtego wydarzenia, a szczególnie do człowieka, któremu zwinęła portfel.
Nigdy nie przypuszczałaby, że owy mężczyzna może mieć cokolwiek wspólnego z jej matką. Ale z drugiej strony? Co człowiek jego pokroju robił w tamtej dzielnicy? Blisko zdarzenia na jachcie?
Trudno będzie znaleźć na to odpowiedź.
Jiyeon zdejmuje gumkę recepturkę i rozwija banknoty, właśnie w tym samym momencie na ziemie spada z brzdękiem niepozorny przedmiot.
— Klucz? — Dziewczyna przykuca, aby po niego sięgnąć, ze zdziwieniem dostrzegając średnich rozmiarów kluczyk z niebieską przywieszką z numerkiem 29.
Doskonale wie, z czym ma do czynienia. Nieraz z Woobinem odbierała podejrzane paczki i dostarczała je pod szemrane adresy za sowitą opłatą. Ludzie, których imion nigdy nie dane jej było poznać, chętnie najmowali szwędające się po dzielnicy nastolatki, aby te wykonały dla nich brudną robotę.
„Nie chodzi mu o pieniądze”, przypomina sobie słowa jednego z ochroniarzy, kiedy chowała się pod samochodem, by im umknąć. Nie przywiązała wtedy do tego zbytniej uwagi.
Zaś teraz to takie oczywiste. Trzyma w ręku klucz od skrytki na dworcu.

***
— Przepraszam, Jiyeon, ale nie mogę.
— Jak to nie możesz? — Po drugiej stronie łącza słychać jej wzburzony głos. Myungsoo zagryzka paznokieć kciuka, czując jak soki przelewają mu się w żołądku. — Co takiego masz do załatwienia o dziesiątej w nocy?
— Jestem z kimś umówiony.
— Z kimś? Błagam, tylko nie pieprz, że odbywasz jakąś romantyczną randkę przy świecach.
Myungsoo wzdycha ciężko. Bóg jeden wie, że tego by sobie życzył. Czego tak nieskomplikowanego jak randka z ładną dziewczyną późno w nocy, ale tego typu rozrywki są zarezerwowane dla mężczyzn klasę wyżej pod względem bicepsów i zarysowaniu szczęki, a przynajmniej dość charyzmatycznych, by wszelkie braki urody nadrabiać charakterem.
— Przepraszam, Jiyeon. A nie możemy zrobić tego kiedy indziej? — pyta bezradnie. — Dlaczego akurat teraz, tak nagle?
— Bo ci tłumaczę, że cokolwiek jest w tej skrytce, albo już dawno tam tego nie ma, a jak jest, to w każdej chwili ktoś może to zabrać. Im szybciej tym lepiej.
Kiwa głową, chociaż ona nie ma prawa tego dostrzec. Tak, zgadza się z jej tokiem rozumowania, ale właśnie stoi pod strzeżoną bramą posiadłości Hansolów i ma wrażenie, że to ostatnia noc w jego życiu.
Czuje na sobie nieprzyjemne spojrzenie kamer przy wjeździe, niczym czujne oczy Wielkiego Brata. Rozlega się kliknięcie i brama przesuwa się, by mógł wejść na teren olbrzymiego dziedzińca, prowadzącego wprost do trzykondygnacyjnej budowli, rozświetlonej z każdej, możliwej strony.
— Jiyeon, bardzo mi przykro, ale nie mogę… muszę kończyć.
Mimo to, nie rozłącza się dopóki nie słyszy jej odpowiedzi.
— No cóż, w takim razie do zobaczenia w szkole. — Jiyeon przerywa połączenie i na linii słychać pulsujący dźwięk, świadczący, że po drugiej stronie nikogo już nie ma.
Właśnie wtedy za serce chłopaka ściska ręka paniki. Ma ochotę uciec póki jeszcze brama za nim nie do końca się zamknęła, ale wie, że ta sprawa jest nieunikniona. Im szybciej się z tym zmierzy, tym szybciej uwolni się od straszliwych, pełnych lęków myśli na temat przyszłości, która jest w rękach najbardziej nienawidzącego go człowieka na ziemi – Hansola Vernona.
Z sercem pełnym strachu, rusza do drzwi wejściowych i naciska dzwonek, którego echo w środku rozchodzi się po całym domu.

***
O tej porze na seulskim dworcu centralnym jest cicho jak makiem zasiał. Metro już dawno przestało kursować i ściana z szyb, chroniąca pasażerów od wpadnięcia na tory, emanuje złowrogą czernią.
Jiyeon czuje jak przenika ją zimno i rozgląda się kilka razy dla pewności, że jest teraz zupełnie sama. Wcale się nie zdziwi, gdyby się okazało, że właściciel klucza dwadzieścia cztery godziny na dobę monitoruje sytuacje na dworcu, by sprawdzić, czy w końcu ktoś nie pojawi się z jego kluczem w ręce.
Mimo to, otoczenie wygląda na opustoszałe. Oprócz szeleszczących pod butami, wszechobecnych śmieci nie słychać tu nawet szeptu.
Jiyeon śmiałym krokiem zmierza w stronę ustawionych pod ścianą rzędu szafek w niebieskim kolorze. Pośrodku nich znajduje się elektroniczny panel, dzięki któremu można za opłatą wykupić sobie miejsce na bagaż.
Dla podróżnych bardzo przydatna rzecz. Po co taszczyć ze sobą ciężką torbę, skoro można ją bezpiecznie zamknąć na dworcu. Tyle, że zastosowanie skrytek polubiło także środowisko mafijne, a skrytki stały się przechowalnią najbardziej poszukiwanych przez policje towarów.
Mimo to, nie sposób było zablokować tego typu przepływu podejrzanych paczek.
Jiyeon podchodzi do panelu, który rozświetla jej twarz pod wpływem dotyku palca. Dziewczyna doskonale wie, co ma robić. Niejeden raz narażała się, odbierając podejrzane paczki, ale nigdy nie bała się tak jak teraz.
Jest pewna, że raczej niczego w środku nie zastanie. Minęło już tyle czasu, że ktokolwiek miał odebrać zawartość na pewno już to zrobił, a jeżeli nie, wysoce prawdopodobne, że paczka tudzież bagaż trafił do przechowalni po upływie terminu zgłoszenia się.
Wciska zielony przycisk „Unlock” na dotykowej klawiaturze, a następnie wybiera numer dwadzieścia dziewięć szafki, którą pragnie otworzyć, a potem biały przycisk „Confirm”.
Kiedy system pozytywnie reaguje na jej działania, Jiyeon sięga po klucz i wsuwa go do zamka odpowiedniej szafki. Zamek ustępuje bez najmniejszego oporu. Wstrzymuje oddech, gdy w środku dostrzega coś czarnego. Okazuje się, że to sportowy plecak, mocno czymś wypchany.
— Jiyeon, a co ty tu robisz? — Słyszy za plecami głos.

***
Myungsoo niepewnie wchodzi do sypialni Vernona, zastając go siedzącego w fotelu przy stole. Ubrany w czerwony szlafrok, z pod którego wyłania się pasiasta piżama oraz z kapciami na nogach odzwierciedla kogoś, kto właśnie odbywa chorobę.
Myungsoo nie tego się spodziewał, choć raczej powinien. Trudno przecież oczekiwać, by ktoś, kto raptem kilka dni temu się obudził, tryskał teraz dawną formą.
A mimo to, jedno spojrzenie Vernona wystarcza, by Myungsoo poczuł się jak zbity pies, zmierzający na dalsze okładanie kijem.
— Dobrze wygl…
  Daruj sobie, błagam. — Hansol prycha z nad kubka parującej herbaty, który podnosi do ust roztrzęsioną dłonią.
Myuungsoo nie wie, co ma teraz robić. Nie jest nawet pewien, czy wolno mu oddychać.
— No siadaj, siadaj. Nie gryzę. — Vernon z hukiem odstawia kubek na blat; nieco zawartości rozlewa się, pokazując, że jego ruchy wciąż jeszcze nie są w pełni skoordynowane. — Wiesz, że się gapisz? — Rzuca ku Myungsoo ostre spojrzenie.
Chłopak natychmiast odbija wzrokiem na bok, siadając prawie na skraju fotela po drugiej stronie stolika.
— Wyglądam, jak wyliniały kundel, zdaję sobie z tego sprawę — kontynuuje Vernon, rozpościerając się na fotelu i splatając ręce na podbrzuszu. — Zadbałeś o to, kuternogo.
Myungsoo wciąga ze świstem powietrze przez nos. Cała krew odpływa mu z twarzy, za to serce bije jak oszalałe.
— Nie wiem, o czym…
— … mówisz? — Dokańcza za niego Vernon, przypominając teraz dyrygenta, wymachującego pałeczką nad swoją orkiestrą. Doskonale zdaje sobie sprawę, że melodia brzmi dokładnie tak, jak sobie tego życzy. — Ależ z przyjemnością odświeżę ci pamięć. — Powiedziawszy to, otwiera cieniutkiego laptopa, leżącego na stole i naciskając spacje, odwraca ekran w stronę gościa.
Myungsoo z przerażeniem zauważa, że to kamera Hoyi, którą nagrywano jego felerne urodziny. Na nagraniu doskonale widać, jak koledzy z niego dworują, a potem ten okropny moment, gdy jego twarz ląduje prosto w torcie, co kamera ma uwiecznić jako wiekopomną chwilę.
— Widzę, że się męczysz, więc pozwól, że przewinę. — Vernon przesuwa obraz w szybkim tempie. Na ekranie widać jeszcze moment, jak omal nie podpalił Jiyeon włosów, a potem rozmawiał z Hanem. Hoya zawsze lubi szwendać się ze swoją lustrzanką i kamerować dosłownie wszystko.
Myungsoo nie może przełknąć śliny, gdy obraz zatrzymuje się w końcu w momencie, gdy rozszalały do granic możliwości rzuca się na Vernona jak dzikie zwierzę.
Gdzieś w głębi duszy zawsze pamiętał ten moment, ale odsuwał go od siebie, nie chcąc analizować. Ale teraz widzi wyraźnie, jak on i Vernon szarpią się ze sobą i tarzają po podłodze jak wściekłe psy. Cios pada za ciosem, Hoya ma niezły ubaw, dopingując oczywiście Hansolowi.
W pewnym momencie walczący rozdzielają się i każdy wstaje z ziemi nieco obolały, cały czas nie spuszczając tego drugiego z oka. Vernon ociera z wściekłością krew z ust i dyszy ciężko. Myungsoo nie wygląda lepiej od niego, z nosa cieknie mu szkarłatna struga, spływając po wargach i brodzie.
Myungsoo nigdy nie widział siebie tak wściekłego, jak teraz, na kamerze. Prawie siebie nie poznaje. Niespodziewanie wokół niego roztacza się świetlista, oślepiająca aura, która z sekundy na sekundę coraz bardziej rośnie i rośnie, aż w pewnym momencie wybucha i rozszczepia się na tysiące błyskawic, sięgających aż po niebo.
Najmocniejsza z nich trafia prosto w Vernona i powala go na ziemie. Obraz z kamery także zaczyna wariować, co wskazuje na to, że Hoya również runął jak długi i potem nie widać już nic.
W pomieszczeniu zalega dzwoniąca cisza.
— I co na to powiesz? — Vernon uśmiecha się zjadliwie. — Niezwykły widok, prawda?
Myungsoo długo nie może podnieść spojrzenia z nad własnych kolan. Drży na całym ciele.
— To nie ja, przysięgam, że to nie ja. — W końcu rozbrzmiewa jego cichy głos.
Podskakuje nerwowo, gdy Vernon z wściekłością uderza ręką w stół. Aż trudno uwierzyć, że ma w sobie tyle siły po tym wszystkim.
— A co to niby kurwa jest na kamerze, co? Hollywoodzkie efekty specjalne? Pieprzona burza, jak biadolą w telewizji? Apokalipsa?
Myungsoo nie może znaleźć języka w gębie. Nie jest w stanie powstrzymać spazmatycznego drżenia rąk pod stołem.
— Chciałeś mnie do kurwy nędzy zabić, tak? Pieprzony mutant, dziwak i odmieniec… — wypluwa z siebie garść słów z najwyższą odrazą. — Nie wiem, w jakiej próbówce cię wyhodowano, ale powinieneś za to zapłacić.
W oczach Myungsoo błyskają łzy. Ostatnie czego mu potrzeba to rozpłakać się jak mięczak i kretyn, ale… Boże! Nigdy tak bardzo się nie bał. Prawie umiera ze strachu.
— Nikt ci nie uwierzy… — Myungsoo podejmuje wątłą próbę walki. — Przeprowadzono szereg wywiadów z ofiarami zdarzenia i nikt nie powiedział, że to ja. Poza tym, na jachcie były kamery monitorujące, które także pokazywali w telewizji i… i nikt nie uznał, że to ja.
Vernon wybucha histerycznym śmiechem.
— Ludzkie oko dementuje to, co wydaje mu się nieprawdopodobne. Wszyscy uznali to za burze, bo to wydawało się najlogiczniejszym wytłumaczeniem, po za tym monitoring prawie niczego nie uchwycił, oglądałem nagrania z tysiąc razy na necie, ale… teraz telefony się urywają, mutancie. Telewizja jest złakniona wywiadu z ostatnią ofiarą zdarzenia na rzece. Kiedy pokaże im to nagranie i powiem, jak to widzę, wtedy ich spojrzenie się rozjaśni. Ludzie są przerażeni, szukają wytłumaczenia i jak myślisz? Czyż nie chętnie obarczą kogoś winą za to, co się wtedy stało?
— Przecież nikt nie zginął. — Myungsoo coraz bardziej traci grunt pod nogami. — Nawet sprzęt elektroniczny nie ucierpiał. — Choć szkoda, bo wtedy może nie tkwiłby tutaj i nie trząsł się jak mała ciułała. A może Vernon ma racje? Może powinien za to zapłacić?
— Skoro już wiesz, jaki masz plan, to po co mnie tu wezwałeś? — pyta — Dlaczego od razu nie puścisz tego na sieć i nie ściągniesz na mnie nienawiść całego świata?
Vernon opiera się łokciami o stół. Oczy ma nieprzeniknione, ale wyraźnie czai się w nich lisi spryt.
— I co bym z tego miał, he? Owszem, patrzenie, jak jesteś dręczony zawsze sprawia mi dużą radość, ale na dłuższą metę to żadna korzyść.
— Więc… więc czego chcesz? — Myungsoo spogląda na niego blady jak ściana.
— Dogadamy się, kuternogo. Ma dla ciebie bardzo ważne zadanie.
— C-co?
Vernon poszerza uśmiech, zadowolony z siebie.
— Zabijesz kogoś dla mnie. 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz